Akademia Rosenberga

Akademia Rosenberga

19 maja 2016

Zabawy przyjemne i pożyteczne






Maluchy uwielbiają kołysanie, o czym nasze babki, prababki i praprababki wiedziały doskonale. W końcu kołyska to prastary wynalazek ludzkości (tylko naszym biednym mamom wmawiano, że niemowlę nakarmione i przewinięte śpi albo pogodnie przygląda się światu ze swego łóżeczka). A jeśli nie ma pod ręką kołyski, instynktownie robimy ją z naszych ramion - łagodne bujanie ukoi płaczącego malca, bardziej energiczne może go jednak przestraszyć. Kiedy mamy zajęte ręce w sukurs przychodzi nam chusta, w której możemy nosić dziecko od pierwszych dni życia lub nosidełko (nadaje się dla niemowląt, które już dobrze trzymają główkę).


Nieco starsze dziecko z upodobaniem kiwa się lub podskakuje. A później cieszy się z zabawy w pa-ta-taj na kolanach mamy, z radością buja się na nodze dziadka i jest przeszczęśliwe, kiedy tata bawi się z nim w samolot. Uczeni dodają, że te zabawy, znane od zarania dziejów, są nie tylko przyjemne, ale i pożyteczne. Dzięki nim maluch wcześniej siada, raczkuje i chodzi, a nawet szybciej się uczy. Delikatny układ nerwowy niemowlęcia szybko się bowiem męczy i dezorganizuje, a w tym stanie nie może chłonąć świata. Huśtanie i kołysanie ułatwia mu odzyskanie równowagi i tym samym nastraja umysł na poznawanie otoczenia. A kiedy maluch jest już tym zmęczony, pomaga mu się wyciszyć i sprowadza sen.


Zmysł równowagi budzi się do życia bardzo wcześnie, ale doskonali długo - aż do okresu dojrzewania. Możliwości człowieka w tym względzie są doprawdy niezwykle, o czym świadczy chociażby taniec na lodzie czy sztuki cyrkowe.

Bierzemy dziecko na ręce, kiedy popłakuje, bujamy wózkiem, kiedy się przebudzi i zwykle udaje nam się w ten sposób malca uspokoić. Ów magiczny efekt zawdzięczamy działaniu zmysłu równowagi.
Starożytni Grecy znali pięć zmysłów: wzrok, słuch, węch, smak i dotyk. Dziś wiemy, że wyliczenie to jest niekompletne, przede wszystkim dlatego, że pomija zmysł równowagi. Nic dziwnego, bo o ile oczy, uszy, nos, język i skórę - narządy tradycyjnych pięciu zmysłów - każdy widzi i wiąże z określonymi doznaniami, o tyle narząd równowagi jest przed nami ukryty.

Czy się stoi, czy się leży 

Człowiek obudzony w środku nocy wie, że leży, a nie stoi, kiedy płynie statkiem, odczuwa bujanie, a gdy tańczy walca - wirowanie. Przechodząc przez wąską kładkę, odruchowo podnosi ręce na boki, a w czasie jazdy na nartach balansuje ciałem przy każdym skręcie. Znaczy to, że orientuje się w jego położeniu i potrafi skompensować zmianę pozycji tak, by się nie przewrócić. A wszystko to za sprawą zmysłu równowagi.

Jego narząd leży w głębi czaszki, tuż obok ślimaka, odbierającego bodźce słuchowe. Składa się z trzech wypełnionych płynem kanałów (i wspomagających je plamek usznych). Płyn, jak wiadomo, "trzyma poziom", nawet kiedy przechylimy naczynie, w którym się znajduje.

Dzięki temu, kiedy kręcimy głową czy podskakujemy, mózg dowiaduje się, w jakim kierunku się zwróciliśmy i odpowiednio koryguje postawę naszego ciała i ruchy oczu (to dlatego, nawet gdy biegniemy, świat nie skacze nam w górę i w dół). Kiedy jednak ciało nie zmienia swego położenia, a zmieniają się widoki, docierają doń sprzeczne informacje. Tak właśnie jest w czasie jazdy samochodem i dlatego wiele osób, zwłaszcza dzieci, cierpi na chorobę lokomocyjną (z czasem mózg przyzwyczai się do tego zamętu ). Zemdlić malucha może także na karuzeli, bo choć mózg potrafi dostosować ruchy oczu do obrotów ciała, jego możliwości nie są jednak nieograniczone i po jakimś czasie jest dosłownie skołowany. 


Huśtanie jest jednym ze sposobów na koordynację i integrację systemu nerwowego, dlatego większośc  dzieci wybiera tę aktywność intuicyjnie, ponieważ jako ludzie dążymy do trwałego spokoju i plynności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz